W nowej hali Agencji Rozwoju Przemysłu w Stalowej Woli firma Hilltech niedługo rozpocznie produkcję maseczek ochronnych. Tylko nad dolnym Sanem miesięcznie będzie produkowanych 29 mln. maseczek. W całym kraju 100 milionów. Niedługo pokonamy Chiny. Przynajmniej w tym jednym segmencie.
W połowie marca rząd rozpaczliwie zaczął szukać rodzimych producentów maseczek. Chętnych do ich szycia zgłosiło się 800 firm różnych; od jednoosobowych do dużych szwalni. Z tej puli wybrano 200, które pod nadzorem ośmiu firm odzieżowych (4F, LPP, PTAK, Pako Lorente, EM Poland, Rascal Indrusty, Modesta) utworzyły Polskie Szwalnie. O powstaniu holdingu poinformował sam prezydent Andrzej Duda, zapewniając, że w PS powstawać będzie produkt dobry i tani, na który stać będzie każdą polską rodzinę. Przy okazji powiedział, że w Stalowej Woli powstanie nowa fabryka z ośmioma liniami produkcyjnymi, a których schodzić będzie ponad 25 proc. wszystkich masek szytych w PS.
Hala przy ul. Kasprzyckiego, gdzie już trwa montaż urządzeń szwalniczych, jest bliska prez. Dudzie, bo na początku tego roku uczestniczył w jej otwarciu. Chyba nie spodziewał się, że swoimi inicjatywami będzie ją zapełniał. – Ponad dwieście szwalni zebraliśmy w jedną wielką szwalnię – mówił nieco ponad tydzień temu gospodarz Pałacu Prezydenckiego. Dodał, że jeżeli produkcja nasyci potrzeby krajowe, jej nadmiar zostanie skierowany na eksport. Słowa nie bez pokrycia, bowiem Polska jest jedynym krajem Unii, w którym zachowały się oryginalne szwalnie. Reszta członków UE szwalnicze potrzeby skierowała głównie do Chin i teraz maski z Kraju Środka sprowadza.
Skoro odpadną horrendalne koszty transportu, spece od handlu zadają sobie pytanie, czy polskie maski – w tym i stalowowolskie – będą tańsze od chińskich? Raczej nie, ale ARP, która podjęła się koordynacji szwalniczego programu raczej na tym nie straci. Szwaczki też kokosów na szyciu masek nie zarobią. Media od finansów zaczęły sprawdzać, czy szwalniczy biznes czasu pandemii nam się opłaci? Nie będzie tak tanio, jak w Azji, ale też nie tak drogo, jak na początku koronawirusowej paniki. Szwalnie, które zgłaszały swój akces do programu Polskie Szwalnie licytowały się w ofertach cenowych. Niektóre, z tych mniejszych deklarowały uszycie jednej maseczki nawet za 70 gr. Inne przyjęciem szwaczki do pracy warunkowały jej wydolność min. 50 maseczek na godzinę. Szczęśliwsze ze szwaczek, do których stalowowolskie będą należeć, zostaną zatrudnione na etatach. Płaca niższa od średniej w kraju nad Wisłą, ale całkiem, całkiem jak na podkarpackie warunki. Na razie nawet nie wiadomo, ile szwaczek znajdzie pracę w szwalni przy Kasprzyckiego. Tu będą nowe miejsca pracy, a w programie PS chodziło tyleż o zaopatrzenie Polaków w maseczki, co uratowanie maksymalnej liczby miejsc pracy. Na początek to drugie się udało.
JC
Portal informacyjny w którym ktoś chce uprawiać dziennikarstwo a pisze takie bzdury że głowa boli. Kopiuj wklej nic więcej.
Nie bedzie zatrudnionej w tej hali ani jednej szwaczki ponieważ maseczki nie będą szyte tylko łączone przy użyciu metody ultradzwieku, przy tych 8 liniach produkcyjnych może bedzie pracować 60 osób na 3 zmiany, które założą materiał do maszyny i zapakuja maseczki w karton.
Koszt takiej lini zwróci się Panstwu w miesiąc gdyż wydajność to 50 000 msseczek dziennie a cena jednej lini to 800 000 zł
Artykuł solidnie napisany, nie wiem skąd ta złość. Autorowi pewnie chodziło, że skoro to ma być szwalnia to pracujące tam panie to szwaczki, a nie np. operatorki linii szwalniczej. Nie ma co tak emocjonalnie podchodzić do wszystkiego co się czyta to i głowa nie będzie bolała…