I znów głośno o politycznym Podkarpaciu. Jednak tym razem nie o PiS, a wręcz przeciwnie. Młody polityk z Przemyśla radził „spędzić wszystkie pisowskie szumowiny do jednej Sali i wpuścić gaz”. W innym wpisie był „coraz bliżej decyzji o poświęceniu się dla Najjaśniejszej Rzeczypospolitej”. I poświęcił się. W poniedziałek rano do jego mieszkania weszli policjanci. Kamilowi K. grozi do 5. lat więzienia.
Kamil K. (usłyszał zarzuty więc nie możemy podać pełnego nazwiska – przyp. JC) wypłynął na fali Nowoczesnej i Ryszarda Petru. Jest prawnikiem po Uniwersytecie Rzeszowskim i jak sam się określa „liberałem, demokratą i Polakiem gorszego sortu”. Przedstawiając się zwykł też dodawać, że jest orędownikiem Rzeczypospolitej wolnej od pisizmu. K. dość szybko wypłynął na fali Nowoczesnej i został nawet jej rzecznikiem prasowym na Podkarpaciu. Pięć lat temu z ramienia partii R. Petru ubiegał się o mandat poselski. Nie wyszło. Nie wyszło też z Nowoczesną, z którą rozstał się po słynnym rozłamie przed dwoma laty. Zajął się pracą zawodową. Jest, a w zasadzie był młodszym specjalistą ds. underwirtingu i tworzenia produktów w stołecznej firmie ubezpieczeniowej. Był, bowiem już w niedzielę DAS Towarzystwo Ubezpieczeń Ochrony Prawnej SA poinformowało, że „Kamil Kurosz został natychmiastowo odsunięty od pełnienia obowiązków służbowych” i zapowiedziało wyciągnięcie konsekwencji wobec swojego pracownika.
Cóż takiego się stało, że poważna firma ubezpieczeniowa przestała świętować w (nie)wyborczą niedzielę i wydała oświadczenie? Ponieważ szumu wokół T. w mediach publicznych narobił Dominik Tarczyński, europoseł PiS. On też później złożył zawiadomienie do prokuratury. Ta zadziałała błyskawicznie. W poniedziałek rano Kamil K. został zatrzymany w Warszawie i przewieziony do prokuratury w Rzeszowie. Poinformowała zaraz o tym sam Maciej Wąsik, wiceminister MSWiA. Prok. Mirosława Chyra z Prokuratury Okręgowej w Warszawie wyjaśniła, że K. usłyszał zarzut nawoływania do popełnienia zbrodni ludobójstwa przez zamieszczanie postów w mediach społecznościowych a do tego kierował wobec polityka groźby bezprawnej fizycznej eliminacji z powodu przynależności politycznej. Oskarżony nie przyznał się do zarzutu popełnienia zbrodni, a jedynie do kierowania gróźb wobec polityka. Złożył też obszerne wyjaśnienia. Został zwolniony za poręczeniem majątkowym 5 tys. zł i obowiązkiem dozoru policyjnego.
Z sobie wiadomych powodów młody przemyślanin wziął na celownik PiS i osobiście Jarosława Kaczyńskiego. Dość wcześnie na Twitterze zauważył, że „w Polsce potrzebny jest wariant rumuński”. Tego wpisu jeszcze w PiS-ie nie zauważono. Później jednak dodał, że „jest coraz bliżej decyzji o poświęceniu się dla Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i fizycznej eliminacji kaczego chujka”. Poczuł wenę i dopisywał o zagazowaniu „wszystkich pisowskich szumowin z @pisorgpl”. Przebieg piątkowych obrad Sejmu skłoniły go do wpisu o szubienicy, pod którą powinni stanąć „najpierw Sasin Jacej, później Morawiecki, a później Gowin; nie wspominając oczywiście kaczego ch…a”. Tego już było za wiele i stało się jak wyżej.
W poniedziałek konta Kamila K. na Twitterze i Facebooku zostały wyczyszczone; jednak kopie wpisów kursują w sieci jak pyłki topoli po kwitnieniu. Popularności przemyślaninowi dodały publiczne media, które gremialnie go potępiły zamieszczając przy tym wspomniane wpisy. Przy okazji oberwało się Borysowi Budce, który o tym, że jest sprzymierzeńcem K. dowiedział się z TVP. Lider PO medialnym sprzymierzeńcem oskarżonego został, gdyż ten kiedyś na Twitterze zamieścił wspólne z nim zdjęcie. A Krzysztof Feret, lider Nowoczesnej na Podkarpaciu przypomniał, że jego partii z Kamilem K. od dwóch lat nic już nie łączy.
JC