To najdłuższy rejs tej płaskodennej łodzi. Powstały w Ulanowie galar płynie do Torunia po nowego właściciela. Obecnemu służył dziesięć lat i sprawował się wybornie, o czym przekonali się turyści spragnieni wodniackich wrażeń. – Zwyczajnie oddam tę łódkę w czyjeś dobre ręce, by służył teraz wiślanej sprawie jeszcze długie lata – mówi Mieczysław Łabęcki, flisak i szkutnik z Ulanowa.
Łabęcki z sześcioma towarzyszami płyną do Torunia na Festiwal Wisły. To największa wodniacka śródlądowa impreza w kraju. Takich jak flisacy z Ulanowa jest kilka setek i pokonują pajęczynę polskich – i nie tylko – rzek, by w połowie sierpnia przypomnieć wszem, iż Wisła ciągle jest królową polskich rzek i ciągle nie jest traktowana z królewskimi należnościami. Wciąż nie spełnia swej podstawowej roli drogi żeglownej, która stulecia temu pchnęła Rzeczpospolitą w jej złoty wiek. Przeszło 1000-kilometrowa rzeka była kiedyś głównym szlakiem handlowym Polski i jednym z ważniejszych w Europie. Ciągle jest fragmentem dwóch międzynarodowych szlaków wodnych (Rotterdam – Kłajpeda i Morze Bałtyckie – Morze Czarne), ale tylko teoretycznie. Wisła nie spełnia warunków dla żeglugi towarowej, bo jest zwyczajnie za płytka. Tylko gdzieniegdzie kursują po jej falach statki wycieczkowe. Jak karkołomnym przedsięwzięciem jest transport towarów Wisłą przekonali się dostawcy wielkiej turbiny dla Elektrociepłowni Stalowa Wola. Barki z cennym ładunkiem płynęły z Gdańska na Podkarpacie …rok. Cóż, państwo woli przekopywać Mierzeję Wiślaną, niż uregulować samą Wisłę. Tak czy inaczej, Wisła jest naszym największym ciekiem wodnym i co wszyscy wodniacy podkreślają, już nie ściekiem. Przyroda wraca na jej brzegi i warto, by na fale wróciły statki, krypy i łódki wyporności obojętnej.
Ulanowiacy zwykle płynęli na toruński festiwal tratwą, ale tej na drodze stanęła pandemia. W rejs wybrali się galarem, który dekadę temu zbił retman Łabęcki. Płaskodenna krypa, która dawnymi czasy była najpopularniejszym pływadłem na Wiśle swoje na Sanie wysłużyła i teraz płynie Wisłą jako dar flisaków dla wodniackiej braci z Torunia, albo innego wiślanego grodu. Ulanowiacy mają tak w zwyczaju kogoś galarami obdarowywać, bo całkiem niedawno dwa ich galary pokonały Odrę w ramach Flisu Odrzańskiego i zostały w Szczecinie. – Najpierw tratwy, a teraz łodzie nauczyliśmy się zbijać i czas, by inni się tą pasją zachłysnęli – wyjaśnia szczodrość retman Łabęcki. Załoga z Ulanowa płynie pod flagą stosunkowo młodego Cechu Flisaków, Szkutników i Sterników. Dziennie pokonuje 80 km, co jednak nie zawsze się udaje. Już na początku San powitał wodniaków łachami i płyciznami. Rejs do ujścia pod Sandomierzem wyglądał więc jak slalom od brzegu do brzegu. Wisła jest nieco pod tym względem łaskawsza, ale wymaga uwagi od sternika.
Tegoroczny Festiwal Wisły ze zrozumiałych względów będzie skromniejszy, ale z powodu kilku ważnych stuleci znacznie podnioślejszy. Prolog będzie w Bobrownikach, niedalekiej wsi pod Włocławkiem. W historii zapisała się ona tym, że tylko tu w 1920 r. bolszewicy przeszli na lewy brzeg Wisły. Był to krótki, ale krwawy wypad hałastry. Uczestniczący w nim czerwonoarmiejcy bagnetami zakłuli por. Jerzego Pieszkańskiego, dowódcy statku „Moniuszko” z Flotylli Wiślanej. Jego statek stał się celem sowieckiej artylerii z Korpusu Konnego Gaj-Chana. Polski statek płynął z Torunia z zapasem amunicji i odpowiadał ogniem, ale został trafiony i uziemiony. Bohaterski młody – zaledwie 20 lat – dowódca patronował teraz będzie nowemu szlakowi wodnemu. Już dnia następnego popłyną nim baty, lejtaki, łodygi, szkuty, galary, a nawet łódź wikingów do Torunia, gdzie rozpocznie się wielkie dwudniowe świętowanie. M.in. przy przyśpiewkach Chóru Flisackiego z Ulanowa.
JC