Bezbronni, niewinni i skrępowani ginęli za Polskę. Ginęli z rąk niemieckich najeźdźców i rodzimych bandytów. 19 i 20 października to daty bolesne, nie tylko dla Stalowej Woli. Dobrze, że ciągle są w pamięci.
19 października 1943 r. w południe rozegrała się tragedia w Rozwadowie. Wcześniej partyzanci z AK rozbroili posterunek granatowej policji we Wrzawach i zastrzelili jego szefa Alberta Alschera. Był to wyjątkowy sadysta. Uczestników akcji likwidacyjnej Niemcy nie złapali i zdecydowali się pomścić śmierć kamrata na cywilach. Zakładników do Rozwadowa przywożono z więzień w Rzeszowie, Tarnowie, Krakowie, Jaśle i Mielcu. Wszyscy zostali odarci z ubrań i skrępowani byli przewożeni w okolice rozwadowskiego cmentarza. Tam ich rozstrzeliwano. Akcją dowodził szef miejscowego gestapo Hans Mack. Tak zginęło 65 niewinnych ludzi. Miejsce egzekucji przez lata oznaczone było drewnianym krzyżem. Teraz jest tam obelisk z charakterystycznymi postaciami padającymi od strzałów, orłem bez korony i inskrypcją: „67 ofiar pomordowanych w tym miejscu przez hitlerowców w dniu 19.10.1943”.
Niemcom krwi było mało. Następnego dnia doszło do kolejnej egzekucji zakładników. Tym razem mścili się za śmierć Martina Fuldnera. To była wyjątkowa kanalia. Niemieckiemu zarządcy majątku Lubomirskich w Charzewicach zarzuca się sprawstwo mordu na rodzinie Horodyńskich w Zbydniowie. Mowa o tzw. rozstrzelanym weselu w noc świętojańską 1943 r. Horodyńscy urządzili wesele swojej kuzynki. Wieczorem, gdy państwo młodzi wyjechali do Sandomierza, na dom weselny napadł oddział SS. Żołdacy zamordowali wszystkich pozostałych w Zbydniowie weselników. Z mordu ocaleli jedynie bracia Andrzej i Zbigniew Horodyńscy. Fuldner zagarnął wtedy zbydniowski majątek i wyszło, że to on był inspiratorem mordu. Mord w Zbydniowie odbił się szerokim echem po okupowanej Polsce i na Fuldnera został wydany wyrok śmierci. Rozkaz wykonania wyroku wydał sam gen Emil Fieldorf „Nil”. W akcji udział wzięli ocalali z mordu zbydniowskiego bracia Horodyńscy. Zemstą za zabitego Fuldnera była egzekucja 25 przypadkowo złapanych osób z Charzewic i okolic. Ich nazwiska są na obelisku obok parku w Charzewicach, gdzie zginęli.
41 lat po tych tragediach, 19 października 1984 r. w drodze z Bydgoszczy został porwany ks. Jerzy Popiełuszko. Porywacze, oficerowie SB, zamordowali swoją ofiarę. Zwłoki błogosławionego dziś Kapelana Solidarności wydobyto 30.10.84 z zalewu na Wiśle we Włocławku. Następnego dnia po porwaniu ks. Popiełuszko miał być w Stalowej Woli. W niecały rok po porwaniu na krzyżu przed kościołem Matki Bożej Królowej Polski odsłonięta została pierwsza w Polsce tablica poświęcona zamordowanemu kapłanowi. „Kapelanowi „Solidarności” księdzu Jerzemu Popiełuszce w V rocznicę Porozumień Gdańskich. Mieszkańcy Stalowej Woli”.
Trzy miejsca pamięci, trzy tragedie. Została wdzięczność mierzona choćby kwiatami, które złożyli włodarze Stalowej Woli.
jc