Czego Jaś się nie nauczy, tego nie będzie zdawał na maturze

autor: Kacper Szeląg

Ministerstwo Edukacji Narodowej przedstawiło plan zniesienia obowiązku przystępowania do matury rozszerzonej z co najmniej jednego przedmiotu. Tak naprawdę nie zmienia to nic – jaka jest różnica między napisaniem matury rozszerzonej na 0% a niepodejściem do niej w ogóle? Ciężko w takim podejściu znaleźć jakiejkolwiek logiki (co nie jest szczególnie dziwiące), może poza bardzo wątpliwą próbą zmotywowania młodzieży do poważnego potraktowania rozszerzonych przedmiotów.

Kwestią które nasuwa się jest wpływ takiej decyzji na proces rekrutacji na studia – jak zmieni się liczba osób aspirujących do wykształcenia wyższego? Jak wpłynie to na progi przyjęcia na uczelnie? Ciężko to ocenić z racji niskiej wartości matury podstawowej. Uczelnie wyższe ustalają często takie mnożniki przy rekrutacji, które dewaluują dobrze napisaną podstawę na rzecz słabego rozszerzenia. I choć poziom pomiędzy tymi dwoma poziomami faktycznie istnieje, ciekawym pozostaje jak sprawa będzie się miała po reformie.

Reforma nie ominęła również programu nauczania. Niepokojąco zmniejszono wymagania względem uczniów podchodzących do egzaminu ósmoklasisty i matury. Ciężko znaleźć uzasadnienie dla faktu, że maturzyści nie będą musieli znać ,,Chłopów” Reymonta, ,,Antygony”,,Króla Edypa” lub ,,Makbeta” Szekspira. Często pojawiają się postulaty większej specjalizacji edukacji w wybranym kierunki, jednak uważam za zbrodnię ogołacanie edukacji młodych ludzi z podstaw i klasyków literatury – z czegoś co stanowi podstawę kultury w której żyjemy i której jesteśmy przedstawicielami. Jak można próbować zrozumieć cywilizację europejską nie znając fundamentu na której została zbudowana? Niektórzy zapewne wytłumaczą to zatrważająco niskim poziomem czytelnictwa w Polsce. Leku jednak szukać w podejściu do edukacji, nie zaś jej przedmiocie – nie leczy się kiły cholerą. Ale to już zupełnie inny temat.

źródło:

Czego Jaś się nie nauczy, tego nie będzie zdawał na maturze