To miała być rocznicowa i festiwalowa muzyczna feta. Była, ale w wymiarze duchowym, albowiem zaraza nie wpuściła fanów muzyki do Miejskiego Domu Kultury. Festiwal „Młodzi Muzycy Młodemu Miastu 2.0” odbył się, ale bez publiczności. To dziwnie nawet brzmi, jednak w dziwnych czasach żyjemy. Oby się nie powtarzały.
Cztery „M” to lata 70. ubiegłego wieku i wyrastająca z krótkich spodenek Stalowa Wola. Miasto przestało czuć ograniczenia systemu rodem z Moskwy. Okowy socjalistycznego ładu postanowili zrzucić muzycy. Mielczanina Krzysztofa Drobę roznosiły muzyczne emocje i znalazł sprzyjający grunt w stalowowolskiej Państwowej Szkole Muzycznej. Zaczął sprowadzać muzyków swojego pokolenia, którzy mieli potrzebę tworzenia innego, niż trendy narzucone z góry. Przyjeżdżali kompozytorzy zewsząd, a w sposób szczególny witani byli ci z krajów innych zajętych przez ZSRR. Nad dolnym Sanem była wtedy enklawa muzycznej wolności. Ileż wielkich nazwisk w dzisiejszej muzyce przez tamto prawie pięciolecie się pojawiło. Wtedy to powstało „pokolenie Stalowej Woli”. Jego przedstawicielami byli Eugeniusz Knapik, Andrzej Krzanowski i Aleksander Lasoń. – Festiwal był czasem twórczości i radości – napisze później jego młodociana uczestniczka Ewa Woynarowska. – Sprawił, że robotnicze miasto, w którym można się było przede wszystkim dorobić, przestawało być miastem smutnym. Ten czas muzycznej radości zyskiwał na sławie i kłuł w oczy i uszy władzę. Nie przetrwał długo. Nie doczekał kolejnej edycji w przełomowym roku 1980.
Próby reanimacji idei, która rozsławiała Stalową Wolę bardziej niż ładowarki „made in HSW” podjęto dopiero pod koniec lat nastych wieku obecnego. W tym roku planowane było festiwalowe wydarzenie co się zowie. Wszak to 45. rocznica pierwszego brzmienia MMMM. By odróżnić historię od teraźniejszości, do festiwalowych czterech „M” dodano 2.0, oddające rocznik i nie tylko. „MMMM 2.0” miał pokazać przełomowe znaczenie Festiwalu z czasów Gierkowskich dla współczesnej muzyki. I pokazał. Za organizację wziął się Miejski Dom Kultury i ekipie z Pl. Piłsudskiego udało się więcej, niż zakładano. Obecni byli przede wszystkim kompozytorzy z czasów pierwszego MMMM. Bez wątpienia udał się konkurs dla młodych kompozytorów. Sobotni finałowy koncert był też imponujący. Szkoda tylko, że mogliśmy go słuchać i oglądać jedynie w sieci. Zaraza musi kiedyś ustąpić i będziemy mogli chłonąć muzykę festiwali MMMM w wersjach 2.1, 2.2, 2.3 i następnych. Bo w mieście jeszcze młodym, młodych muzyków nie brakuje.
Festiwal to koncerty i jakże ważny konkurs dla młodych kompozytorów. Na wezwanie odpowiedziało 40. twórców muzyki, z czego 38. autorów partytur spełniało wymogi regulaminowe. Absolutnym zwycięzcą okazał się młody kompozytor z Doniecka Viacheslav Kyrylov. Dostał 12 tys. zł materialnej nagrody, a jego zwycięska kompozycja „Vis-a-vis” zostanie wydana drukiem i wejdzie do repertuaru Spółdzielni Muzycznej Contemporary Ensamble. To właśnie ta formacja pod dyrygenturą Ewy Strusińskiej wykonywała najlepsze kompozycje zgłoszone do konkursu MMMM 2.0. Drugą nagrodę dostał Krystian Neścior za „Resonance Weather”, a trzecią Kamil Polak, autor „Muzyki kameralnej nr 1”. Wyróżniono też Filipa Sporniaka za kompozycję „We wnętrzu dłoni” i Jakuba Pawlaka za „Hautings of Isolde”.
jc