Teatr Żmudy wrócił na scenę

„Tango” Mrożka było już gotowe jesienią tamtego roku, ale zamiast Melpomeny na scenę wpełzła pandemia. Aktorzy Amatorskiego Teatru Dramatycznego im. Józefa Żmudy zarazę przetrzymali w komplecie i właśnie odbyła się premiera „Tanga”. Nawet premiera podwójna, bo raz dla swoich, czyli z zaproszeniami, a dzień później „dla miasta”, jak to powiedział Marek Gruchota, dyrektor Miejskiego Domu Kultury w Stalowej Woli.

Mrożek może nie jest łatwy w odbiorze dla widzów czy czytelników, ale za to aktorom i reżyserom pozostawia wielkie pole do interpretacji. Gdy na początku lat 60. zeszłego wieku dramaturg wyemigrował z Polski spłodził „Tango”, które zostało entuzjastycznie przyjęte po obu stronach żelaznej kurtyny. To dziwna sytuacja nad Wisłą, bo Gomułka raczej nie darował zdrajcom systemu. Ale w Mrożkowym „Tangu” nie ma nic z polityki i może dlatego cenzura tolerowała sceniczne jego adaptacje. Do czasu, bo w 1968 r. Sławomir Mrożek podpisał się pod listem protestu przeciwko najazdowi wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację i „Tango” spadło z afiszów. Wtedy Polacy pokochali Mrożka jeszcze bardziej. Na szczęście niedługo potem Gomułka spadł z piedestału i „Tango” mogło wrócić na sceny, co się stało. I to zadziwienie ni to tragedią, ni to groteską trwa już szóstą dekadę.

Któż burżuazyjnej walki pokoleń nie reżyserował i kto w tym scenicznym odwróconym schemacie nie występował! Pierwszy za „Tango” wziął się Erwin Axer, a po nim sztukę reżyserowali m.in. Jerzy Jarocki, Piotr Szulkin i Maciej Englert. Poszczególne role były obsadzane m.in. przez Jerzego Stuhra, Grażynę Szapałowską, Zbigniewa Zapasiewicza, Ewę Wiśniewską i Marka Walczewskiego. To z tymi wzorami musiała się zmierzyć Maria Bembenek z ekipą swoich aktorów. Do aktorskiej trupy ATD w „Tangu” dołączyło dwoje debiutantów, ale tremy nie było widać. Może dlatego, że teatr zakładany przez Józefa „Żmudę” Worka ma prawie tyle lat, co sam MDK, który go przygarnął. To najstarszy z kilku obecnie działających stalowowolskich teatrów i nikomu nie wadzi to, że ma „amatorski” w nazwie. Widzom bynajmniej. Frekwencja na widowni nie kłamie. Tak było w teatralny czwartek i piątek, kiedy to pracownicy MDK na głowie stawali, żeby widzów rozsadzić tak, by sanepid nie miał się czego przyczepić.

I chcąc, czy nie do pandemii na koniec trzeba wrócić. Za miesiąc będą „Zderzenia Teatralne”, czyli wiosenne święto Melpomeny w Stalowej Woli. No właśnie. Będą „Zdarzenia”, czy nie? Od strony organizacyjnej i artystycznej nic festiwalowi nie zagraża. Może jednak się zdarzyć tak, że pozateatralna zaraza nie pozwoli podnieść kurtyny. Takich karkołomności nawet Mrożek nie przewidział. I to się dziś nadaje do teatru.

jc