Międzynarodowa polityka w tle koronawirusa

Zaczyna się kolejny dzień pandemii nowej odmiany wirusa SARS II. Patogen, który pojawił się parę miesięcy temu w Chinach w sposób jak dotąd niespotykany zmienił wygląd codziennego dnia milionów ludzi. Miasta przypominają teraz miejsca, gdzie rozegrała się niedawno jakaś apokalipsa. To efekt środków ostrożności, jakie nałożyło większość państw na swoje społeczeństwa. W ich wyniku kontakty społeczne zostały ograniczone do minimum. Świat nałożył na siebie kaganiec z napisem kwarantanna.

W takich okolicznościach chyba każdy człowiek zadaje sobie pytanie, kiedy może skończyć się obecna pandemia. Nie ma w tym wypadku zgody wśród ekspertów epidemiologów. O jednym z optymistycznych scenariuszy mówi profesor Krzysztof Pyrć.  Według naukowca, od lat zajmującego się zawodowo badaniem koronawirusów, koniec maja może być tym czasem gdy liczba zachorowań zacznie spadać w skali globalnej. Swoje wnioski, opiera on na przykładzie pierwszej epidemie SARS I. W tamtym okresie wirus rozpoczął swoją aktywność w listopadzie 2002 roku. Rozprzestrzenił się na około 30 krajów zarażając około 8000 osób i powodując śmierć 700. Jednak, już w czerwcu 2003 Światowa Organizacja Zdrowia uznała, że nowy wirus “zniknął”. Podobnie może być i w tym wypadku, ponieważ  obecny wirus  jest genetycznym kuzynem poprzedniej wersji. Kluczem do epidemii sprzed  dwóch dekad była sezonowość i odpowiednia izolacja chorych. Czy teraz będzie podobnie ? Ciężko jest odpowiedzieć jednoznacznie. Była to jednak, odmienna sytuacja rozgrywająca się w zupełnie w innym czasie.

Zdaniem Pyrcia, częste głoszone teorie o nienaturalnych pochodzeniu wirusa są zwykłą fikcją. Wirus jest tworem naturalnym i pojawienie się nowego koronawirusa mogącego zagrozić człowiekowi było tylko kwestią czasu. Średnio, co około 10 lat pojawia się nowy szczep w przypadku tego rodzajów wirusów. Tak było z SARS I (2002 rok) oraz mało znanym koronawirusem na Bliskim Wschodzie MERS (2012 rok).

Gdy świat walczy z pandemią, dwa największe mocarstwa toczą ze sobą spór o przyczyny pojawienie się koronawirusa. Władze amerykańskie zarzucają stronie chińskiej utajanie informacji o skali zagrożenia. Z kolei Pekin odpowiada, że za całą sytuację odpowiedzialni są żołnierze amerykańscy, którzy zostawili wirusa w ich kraju. Widać, że wojna o dominację na świecie w momentach kryzysu nabiera rozpędu. Dowodem na znaczne pogorszenie stosunków międzynarodowych między oboma krajami jest fakt, że Chiny zdecydowały się usunąć ze swojego terytorium wszystkich amerykańskich dziennikarzy. Jest to decyzja, bez precedensu we współczesnych relacjach chińsko – amerykańskich.

Nie ulega wątpliwości, że Chiny wykorzystują maksymalnie kryzys koronawirusowy do zwiększenia swojej międzynarodowej pozycji. Na uwagę zwraca, zbliżenie kontaktów Pekinu z krajami bałkańskimi takimi jak Serbia. Wcześniej państwo to było w orbicie zainteresowań Unii Europejskiej, lecz w dobie zamknięcia granic przez Wspólnotę kierunek integracyjny może zostać zaprzepaszczony. Dodatkowo, należy odnotować aktywność Chińskiej Republiki Ludowej w pomocy niektórym państwom Europy Zachodniej w zakresie maseczek i niezbędnego sprzętu medycznego. Skorzystali już z niej: Włosi, Hiszpanie i Czesi oraz Belgowie.

W obecnej sytuacji międzynarodowej to Państwo Środka jest w lepszej sytuacji od reszty świata. Liczba zachorowań w tym kraju znacznie spadła, a Stany Zjednoczone Ameryki   dopiero, co wchodzą w kolejną fazę epidemii. Wygląda na to, że w najbliższym czasie czeka nas więcej uszczypliwości i dyplomatycznych retorsji ze strony obu państw. Rywalizacja toczy się  nie o byle co, bo liderowanie światem.

Tomasz Lisowski