Tadeusz Ferenc zrezygnował ze stanowiska prezydenta Rzeszowa. Ogłaszając to wskazał od razu na Marcina Warchoła jako swego następcę. I to, choć zaskoczeniem nie jest, powinno nas, mieszkańców północy Podkarpacia, a nawet południa Świętokrzyskiego, przynajmniej trochę zainteresować.
Robota się robiła
Ferenc jest gigantem samorządności. Nikt w tak dużym mieście, tak długo się nie utrzymał przy sterze. 18 lat prezydentury i pewnie byłyby następne, gdyby nie szwankujące zdrowie. To za prezydentury Ferenca budżet Rzeszowa urósł z 300 mln. zł do 1,8 mld. zł. Udało mu się przekonać sąsiadów i powierzchnia miasta urosła z 53,7 km kw. do 128,5 km kw., a co z tym jakoś się łączy populacja miasta wojewódzkiego ze 159 tys. podskoczyła do 198 tys. mieszkańców. I tak by wymieniać dalej, ale nie o laury tym razem chodzi. Można jeszcze tylko dodać, że były poseł i już były włodarz Rzeszowa kierował się we wszystkim bardzo nieskomplikowaną dewizą: „Robota musi się robić”. I robił robotę nie oglądając się na nikogo.
Na abdykację Ferenca cały czas czaiło się PiS. Partia w swoim mateczniku nie potrafiła nigdy wygrać z byłym członkiem PZPR i SLD. Ferenc obie legitymacje porzucił, bo przy dużym poparciu rzeszowian nie potrzebował chowania się za partyjnymi barwami. Ba. Pod koniec swej prezydentury wyraźnie zaczął ciążyć ku prawej stronie. W ostatnich wyborach parlamentarnych poparł Marcina Warchoła, który był daleko na liście startowej PiS i nie wiadomo, czy to nie dzięki temu podaniu ręki, zastępca Ziobry w Min. Sprawiedliwości nie zdobył tylu głosów w Rzeszowie. Już całkiem niedawno T. Ferenc zaprosił wicepremiera Kaczyńskiego do Rzeszowa i zaproszenie nie zostało odrzucone. Współpraca Ferenca z Warchołem od przeszło 2. lat wyraźnie się zacieśniała. To, że każdego prawie tygodnia wiceminister Warchoł był w stolicy Podkarpacia, to nic dziwnego, bo ma mieszkanie w Rzeszowie. Nic też dziwnego, że wspierał i wspiera Rzeszów z Warszawy. Takie same relacje ma z rodzinnym Niskiem, a nawet Stalową Wolą, gdzie chodził do ogólniaka, ale w tym przypadku są to już relacje trochę delikatniejsze. W Rzeszowie ministrowi Warchołowi będą pamiętać po wsze czasy, że przyłożył palec, by nie powiedzieć całą dłoń, do przekazaniu miastu Zamku Lubomirskich, który był własnością państwową. Czy to wystarczy Warchołowi do prezydentury?
Rzeszów jego partią
– Wspierałem go do Sejmu. To osoba, która przyciąga, a nie odpycha ludzi – o kandydacie na prezydenta Marcinie Warchole mówił na środowej konferencji Tadeusz Ferenc. Nominat odwdzięczył się zaskakującym oświadczeniem: – Rezygnuję z Solidarnej Polski. Od dzisiaj moją partią jest Rzeszów.
Marcin Warchoł z ostrym przytupem rozpoczął kampanię wyborczą, choć oficjalnie T. Ferenc jest jeszcze prezydentem miasta Rzeszowa. Przestanie nim być, gdy komisarz wyborczy rezygnację przyjmie, a ma na to 2 tygodnie. Po tym czasie premier wprowadzi do rzeszowskiego magistratu komisarza, który będzie rządził miastem do wyborów. Premier zrobi to po wcześniejszym wskazaniu kandydata na komisarza przez wojewodę. Warchoł nie będzie miał w tej kwestii łatwo, bo na Podkarpaciu układy PiS z Solidarną Polską były i raczej są tylko oficjalnie przyjazne. Nie jest tajemnicą, że posłowie PiS wściekali się na Warchoła za „szarogęsienie się” w Rzeszowie, a gdy młody minister rodem z Niska zbierał od samorządowców hołdy za podarowany Zamek, jeden z parlamentarzystów partii rządzącej nie wytrzymał i powiedział wiceministrowi kilka słów spoza parlamentarnego słownika. A zresztą, czy Warchołowi potrzebny jest stołek komisarza? W Tarnobrzegu PiS wstawiło swojego człowieka na komisarza, który to komisarz w wyborach prezydenckich przepadł jak ciotka w Czechach. Tak, czy inaczej Zjednoczona Prawica przed wyborami nowego prezydenta Rzeszowa raczej nie będzie zjednoczona. Za to zjednoczyć się musi obecna polityczna opozycja, ale ta w Rzeszowie nie ma charyzmatycznego przywódcy i po tygodniach szarpaniny raczej stanie za Warchołem. PSL ustami Kosiniaka-Kamysza od razu stanął w kontrze do Warchoła, jednak Stronnictwo może kiedyś miało coś do powiedzenia w Rzeszowie, a teraz trzyma się roli poza granicami miasta. Tak więc nasz ziomek ma szanse. Czy mamy się z tego cieszyć? W Nisku raczej jest konsternacja, bo minister to minister, a prezydent Rzeszowa to co najwyżej samorządowy partner burmistrza Niska, a nie rzecznik miasta nad Sanem w rządzie. Z wygranych wyborów Marcina Warchoła cieszyć się będą na pewno w stalowowolskim Liceum Ogólnokształcącego im. KEN, bo w zacnej szkole nie uczyli się jeszcze przyszli prezydenci miast metropolitarnych. A wychowanek tego ogólniaka zobowiązał się przed ustępującym prezydentem Rzeszowa, że doprowadzi miasto nad Wisłokiem do niepodważalnego metropolitarnego poziomu.
jc
wasza to znaczy czyja?