Cztery muzyczne wieczory

Poniedziałkowym koncertem finałowym zakończył się IV Festiwal im. Janiny Garści. Miał być zgoła inny, z jubileuszem w tle. Był i tak doniosły i przyniósł nadzieję, że następne będą już bez ograniczeń. Oczywiście ograniczeń antywirusowych.

Festiwale imienia znanej kompozytorki i wychowawczyni muzycznych talentów organizuje Fundacja Wspierania Kultury AMADEUSZ, którą wspiera Miejski Dom Kultury. Jest to wydarzenie o tyle ważne, że zostało dostrzeżone w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Janina Garścia skomponowała ponad 700 utworów, głównie dla dzieci i młodzieży. Już w 1993 r. Państwowa Szkoła Muzyczna im. I. Paderewskiego zaczęła organizować Międzynarodowe Konkursy Muzyczne imienia kompozytorki, na które zresztą prof. Garścia przyjeżdżała w roli jurora wspierającego, jak zwykła zauważać. Z czasem konkurs przeistoczył się w festiwal, przybrał inną formułę, ale duch Janiny Garści w nim pozostał. W tym roku przypada setna rocznica urodzin patronki Festiwalu i miała być wielka muzyczna uczta. Zniweczyła ją pandemia.

Pandemia nie zatrzymała w domach ani artystów ze znanymi nazwiskami, którzy przyjeżdżali z odległych nawet ośrodków muzycznych, ani słuchaczy, którzy już na drugi festiwalowy dzień musieli założyć maski. Festiwalowi towarzyszą konkursy, dla dzieci i młodzieży oczywiście, na najlepszą ilustrację inspirowaną muzyką i takiż utwór poetycki. Nadesłane prace wzruszają, o czym można przekonać się w foyer sali widowiskowej MDK. „Idziesz sobie trawy wokół/a tu dźwięczy trel z obłoków/ śpiewnym głosem przestrzeń znaczy/ tak jak umie nie inaczej” – i kto zna twórczość patronki stalowowolskiego festiwalu jest pewien, że Anna Adamczyk, autorka tych rymów inspirowała się muzyką Garści.

Klasyka mniej lub bardziej poważna rozpoczynała się o godz. 17. Na pierwszy ogień poszły „Tańce świata”. Pamiętacie państwo Stasia Drzewieckiego? Tak, tego samego, który w wieku 12 lat zdobył Grand Prix na Europejskim Festiwalu Telewizyjnym. Cała Polska żyła młodym talentem. Dziś to już Stanisław Drzewiecki, od dekady żonaty z Jekateriną. Ależ piękny dali koncert na cztery ręce. W sobotę było kameralnie, ale z jakimi głosami! Mezzosopranistka Joanna Rot zaśpiewała z Adrianem Janusem (baryton). Wydawało się, że niedziela ściągnie tłumy. I na początku sala była jakby wypełniona, mając pandemiczne ograniczenia na względzie. Bowiem najpierw promowali się młodzi, od skrzypaczki Mirandy Szczepańskiej, która dopiero pojawia się na scenach, po chociażby Huberta Piserę, który brał udział jeszcze w Konkursie Garści, a teraz wyjechał ze Stalowej Woli w muzyczną dal. Na deser był „Czarny Anioł i Biały Anioł Piwnicy pod Baranami”. Konrad Mastyło przywiózł ludzi, którzy grywali z Ewą Demarczyk (Czarny Anioł) i Anną Szałapak (Biały Anioł). Największe przeboje gwiazd Piwnicy brawurowo zaśpiewała Roksana Lewak. Coś tu trzeba wtrącić. Nie była to późna pora, ale sala „przewietrzyła się” do ok. 30. ludzi. Gdy kurtyna poszła w górę, artyści z Krakowa z delikatnym zaskoczeniem spojrzeli po pustawej widowni. Sytuację uratował Kondzio Mastyło. – Nie przejmuj się – zwrócił się do Roksany Lewak. – Andrea Bocelli w Wielkanoc występował w pustej katedrze w Medioalanie. Konsternacja minęła. I popłynęły piwniczne hity. W poniedziałkowym finale można było poczuć ducha znanych światowych scen za sprawą diwy Joanny Woś, której akompaniowali niezwykle utytułowani muzycy, jak pianista Artur Jaroń, który ma za sobą występy chociażby w Carnegie Hall. I tak cztery festiwalowe dni i wieczory minęły…

jc

1 KOMENTARZ

  1. Bardzo dziękuję za sympatyczna relację.Zapraszam Autora tego tekstu do współpracy z nasza Fundacją.Pozdrawiam Redakcję Portalu. Magdalena Pamuła

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.