Fabryka jest, produkcji nie ma

Fabryka maseczek w Stalowej Woli niespodziewanie znów trafiła na czołówki gospodarczych newsów. Pierwszy raz pięć miesięcy temu, gdy prezydent Andrzej Duda ogłaszał projekt Polskie Szwalnie, którego centrum miało być w fabryce przy ul. Tołwińskiego. Teraz po raz drugi, gdy świat się dowiedział, że fabryka jest, tylko nic się w niej nie dzieje.

Polskie Szwalnie miały być narzędziem walki z koronawirusem i zapaścią gospodarczą. Projekt, który był elementem kampanii wyborczej Andrzeja Dudy, został oficjalnie ogłoszony w miesiąc po zamrożeniu gospodarki. Fabryki na początku kwietnia stawały, a rodacy chałupniczymi metodami szyli maseczki, których nie było. Prezydencki projekt niemalże idealnie wstrzelił się w potrzeby rynku, bo nie tylko ratował miejsca pracy krawcowych, ale też dawał poszukiwany produkt. Tego produktu miało być 100 mln. sztuk do końca czerwca, a do tego nowiutka hala w Stalowej Woli miała się zamienić w wielką szwalnię z mocą produkcyjną 30 mln. maseczek miesięcznie. Dlaczego w Stalowej Woli miała się znaleźć centralna szwalnia? Bo tak się złożyło, że na początku roku nową halę Agencji Rozwoju Przemysłu otwierał nie kto inny, a sam prezydent Duda i musiał tę wolną przestrzeń zapamiętać. Do tego wystarczyło drobne rozeznanie rynku pracy i okazało się, że nad Sanem zawód krawcowej jeszcze nie wygasł i fabryka może liczyć na niekoniecznie drogą siłę roboczą, czyniąc finalny produkt bardziej opłacalnym.

Projektowi wszyscy przyklasnęli i doszło do jego realizacji. Wszystkie – poza Stalową Wolą – zakłady krawieckie należące do Polskich Szwalni wzięły się ostro do szycia i w pierwszym etapie, czyli do końca czerwca, wyprodukowały nawet 110 mln. maseczek. Start od zera fabryki przy Tołwińskiego siłą rzeczy musiał być dłuższy, a gdy już w hali ARP zostały zgromadzone maszyny i materiał, okazało się, że na rynku jest aż za dużo zwykłych maseczek ze zwykłych tkanin. Projekt musiał siłą rzeczy być zmodyfikowany. Zapadła decyzja, że w stalowowolskiej fabryce będą powstawać maseczki medyczne 3PLY w kilku wersjach i FFP2, również w różnych wersjach. Maseczek tych ciągle brakuje i fabryka może liczyć na zbyt, bo za takimi maseczkami rozglądają się nie tylko służby medyczne, ale też wojsko. Specjalistyczna produkcja wymaga specjalnych pozwoleń, certyfikatów itp. ARP złożyła dokumenty potrzebne do wydania certyfikatów przez Centralny Instytut Ochrony Pracy i o wpisanie masek na listę wyrobów medycznych, którą tworzy Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych Wyrobów Medycznych i Biobójczych. I ciągle na nie czeka.

– Wiem tyle, że w hali jest zgromadzony sprzęt i materiały, ale trwa żmudny proces certyfikacji. Trzy czwarte całego obiektu jest zarezerwowane pod produkcję maseczek i z tej części jest płacony podatek – na ostatniej sesji skomplikowany proces uruchomienia produkcji próbował wyjaśnić prezydent Lucjusz Nadbereżny. Niechcący wywołał ferment i sprawę musiała wyjaśniać ARP. Miłosz Marczuk, rzecznik Agencji uchylił rąbka tajemnicy i powiedział, że w hali są już zamontowane i zintegrowane urządzenia do produkcji specjalistycznych maseczek, ale trwa jeszcze budowa clean roomów. To takie pomieszczenia ze specjalną atmosferą ochronną, która zapobiega przedostawaniu się do nich wszelakich zanieczyszczeń, od bakterii poczynając. Czyli produkcja ruszy, gdy z Warszawy przyjdą certyfikaty, a przy Tołwińskiego zakończy się budowa specjalnych pomieszczeń. Choć prezydent Nadbereżny mówił o „zgromadzeniu potencjału ludzkiego”, to nie do końca wiadomo, jaki to będzie potencjał. ARP na razie zastanawia się nad formułą fabryki. Po przeprowadzeniu odpowiednich analiz biznesowych, przyjdzie czas na nabór pracowników, ale czy zwykła krawcowa poradzi sobie z uszyciem specjalistycznej maseczki?

JC