Najpierw „ćwiartka”, teraz niewinność

zdjęcie poglądowe

Sąd Najwyższy ostatecznie uniewinnił Zenona K. ze Stalowej Woli od zarzucanego mu przez prokuratora zabójstwa trzech mężczyzn. Uniewinniony od zarzutów zbrodni stalowowolanin został „tylko” ukarany 2. latami i 9. miesiącami więzienia, za to, że nie zawiadomił organów ścigania, gdy w swoim mieszkaniu znalazł zwłoki dwóch mężczyzn.

To makabra, którą strach wspominać. Warto jednak do krwawej historii sięgnąć, by pokazać wątłość polskiego aparatu sprawiedliwości. Przy okazji podnieść też upór młodego adwokata, który we wszystkich instancjach obalał zarzuty obciążające jego klienta, choć był obrońcą z urzędu. Żywot Zenona K., przed listopadową nocą z 2015 r. utrzymującego się ze zbierania puszek, byłby niegodny pozazdroszczenia, gdyby mec. Paweł Wilkutowski nie zauważył istotnych dziur w oskarżeniu.

„Młody” nigdzie miejsca nie zagrzał

W nocy z 15 na 16 listopada 2015 r., w bloku przy ul. Popiełuszki w Stalowej Woli doszło do niewyobrażalnej tragedii. W jednym z mieszkań była głośna impreza. Sąsiadom nie dane było spanie tej nocy, ale nie wzywali policji, bo w mieszkaniu Zenona K. takie „impry” nie były rzadkością. Jednym z gości, a nawet współgospodarzem imprezy był 27-letni naówczas Krzysztof S. Zenon K. przygarnął go pod dach, gdy młodzian najpierw spalił przydzielone mu lokum w „perszingu” przy ul. 1 Sierpnia, a później został pogoniony z przytuliska. Pił, awanturował się i współlokatorzy mieli go dość. Żył, bo MOPS dawał mu talony na zupę i te talony stały się potem kością niezgody. Krzysztof S., co do którego stanu psychicznego biegli nie mieli najmniejszej wątpliwości, tułał się po osiedlu, aż znalazł sprzymierzeńca w Zenonie K. Nowy patron młodziana był osobą gościnną, a „Siwy” i „Łysy” bywali u niego dość często; od kilkunastu miesięcy prawie mieszkali.

Poszedł ochłonąć…

Wspomniana listopadowa noc była tyleż tragiczna, co tajemnicza. Między trzema współlokatorami Zenona K. miało dojść do kłótni. Ową kłótnię przeżył tylko Krzysztof S. Głównego najemcy mieszkania w czasie kłótni w lokalu miało nie być. Był „na mieście”. Gdy wrócił, „Młody” (Krzysztof S.) siedział na kanapie, obok cały we krwi leżał „Łysy”, a na podłodze w kałuży krwi „Siwy”. Zenon K. na ten widok zareagował co najmniej dziwnie, a mianowicie wyszedł, żeby ochłonąć. Po powrocie, jakby nigdy nic położył się spać obok „Młodego”. Nie przeszkadzało mu to, że obok leżały dwa trupy. Gdy się rano zbudził, cokolwiek do niego dotarło i poprosił kogoś o wezwanie policji. Mundurowi zbudzili śpiącego Krzysztofa S. i razem z Zenonem K. odwieźli do komendy policji. Gdy poszukiwali świadków, jeszcze wtedy podwójnego mordu, w mieszkaniu na sąsiednim piętrze natrafili na zwłoki 39-letniego Józefa Z. Jak dwie poprzednie ofiary, został zasztyletowany. Śledczy nie mieli wątpliwości, że trzy ofiary były efektem tego samego bestialstwa. Każdy z zabitych mężczyzn miał po kilkadziesiąt ran kłutych zadanych bagnetem z 17-centymetrowym ostrzem. Wątpliwości pojawiły się później.

Psychiatrzy nie mieli wątpliwości

Krzysztof S. nawet nie kombinował, tylko szczerze przyznał się do dźgania nożem trzech mężczyzn. Może zdawał sobie sprawę z tego, że jego psychiczna niepełnosprawność uratuje go przed dożywociem. Nie wiadomo też, czy celowo, czy w prawdzie zeznał, że Zenom K. inspirował go do zbrodni i pomagał w bestialstwie. Prowadzący śledztwo przyjęli, że Zenon K. mógł faktycznie namawiać „Młodego” do zbrodni. Ba, przy jednym zabójstwie mógł mieć fizyczny udział i początkowo oskarżali go o usiłowanie zabójstwa i podżeganie do niego. Potem jednak nabrali pewności, że brał udział w morderstwie. Biegli psychiatrzy orzekli natomiast, że Krzysztof S. nie posiadał zdolności rozpoznawaniu czynu, gdy zabijał trzech mężczyzn i jedynym wyjściem z sytuacji było zamknięcie go w zakładzie psychiatrycznym, co się stało. Za to sąd pochylił się nad Zenonem K. Prokurator oskarżył go o potrójne zabójstwo. I choć główny oskarżony zarzekał się przed każdym sądem, że w krwi swoich zmarłym kumpli nie maczał palców, sądy stawały po stronie oskarżyciela. W końcu 2 listopada 2017 r. Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu skazał go na 25 lat więzienia, czyli ćwierć wieku za kratami.

Dwie kasacje, jeden wyrok

Mec. Wilkutowski jednak się uparł i złożył kasację do Sądu Najwyższego. Z wyrokiem nie zgadzała się tez strona oskarżycielska. Prokurator chciał ponownego rozpoznawania sprawy przed sądem pierwszej instancji, a adwokat skazanego jego całkowitego uniewinnienia, również od zarzutu niepowiadomienia organów ścigania o odnalezieniu zwłok. 9 grudnia Sąd Apelacyjny w Rzeszowie odrzucił apelację prokuratorską, przyjął natomiast dowody przedstawione przez obronę. Gdy „Łysy, „Siwy” i ich znajomy z sąsiedniego piętra umierali, Zenona K. nie było w domu. W tym czasie został uchwycony przez kamery monitoringu na mieście. Natomiast na klatce schodowej bloku, w którym doszło do tragedii, z bagnetem w ręce i krwią na ubraniu widziany był Krzysztof S. – Z „Łysym” i „Siwym” nigdy nie było problemów, a tylko wprowadził się „Młody”, to od razu ich zabił – tak Zenon K. tłumaczył kolejnym sądom, tylko te nie dawały mu wiary. Bo gdyby sądnej nocy wezwał policję, a nie kładł się spać między zwłokami, nie siedziałby nawet dwóch lat i trzech kwartałów.

Zbrodnia w bloku niedaleko „Jubilatu” miała mieć swoje pozytywne następstwa. Młody prezydent Lucjusz Nadbereżny zagrzmiał wtedy, że koniec w mieście z melinami i patologią. Bo blok, w którym doszło do tragedii w 2015 r., nazywany był – i w sumie jest nadal – „drugim perszingiem”. Pierwszy jest przy ul. 1 Sierpnia i nie takich tragedii był świadkiem. A meliny i patologia? Kto by przed świętami nad takim padołem się pochylał…

jc

1 KOMENTARZ

  1. Brawo za artykuł! Czekam na informacje z innych “wydarzeń” z przeszłości. Nożownika z Vivo! i tego co do Tesco wjechał traktorem.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.