Odrzutowce w Turbi?

SONY DSC

A dlaczegóż by nie! Wszystko zależy od decyzji samorządu i zasobności kasy miejskiej Stalowej Woli. Prezydent podtrzymuje deklarację sprzed prawie 2. lat o potrzebie budowy utwardzonego pasa startowego na lotnisku Aeroklubu Stalowowolskiego. Jeżeli będzie to droga startowa odpowiednio długa i wytrzymała, małe odrzutowce typu biznes będą mogły lądować na rogatkach miasta.

Pas startowy – betonowy – już był w Turbi. Zbudowali go Niemcy podczas drugiej wojny. Niemiecki pas został wyszczerbiony i Sowieci sadzali i podnosili swoje kukuruźniki z łąki niedaleko kościoła farnego w Rozwadowie. Później nie planowali startów swoich samolotów znad Sanu i choć w latach 50. Ub. wieku Aeroklub powstał, to o twardym pasie do szkolenia pilotów nie mógł myśleć. Fani pilotażu na czymś więcej niż szybowcach o pasie startowym w Turbi zaczęli mówić u zarania III RP. I rozmowy te trwają do dziś, ale jak do tej pory na pogadankach się kończyło.

Problemem były prawa do lotniska. Jest to teren gm. Zaleszany. Aeroklub, który nim zarządza, choć został zwolniony z podatków do gminy, nie ma szans na jakiekolwiek większe pieniądze na inwestycje. Szanse takie ma Stalowa Wola, ale to nie jest jej teren. Koło bezsiły do niedawna się zamykało. Teraz kawałek lotniska pod pas został miastu użyczony i samorząd może weń zainwestować. Np. w pas startowy i drogi kołowania. Dwa lata temu, gdy nad turebskim lotniskiem odbywały się pokazy lotnicze, włodarzom Stalowej Woli zrobiło się wstyd, że popisujące się u nas odrzutowce musiały startować w Mielcu. Ambicje zostały poruszone i niedawno prezydent Lucjusz Nadbereżny na antenie „Leliwy” przypomniał, że nie wycofuje się z planów budowy pasa startowego w Turbi. W tym roku ma być opracowana koncepcja, a w przyszłym mogłaby się rozpocząć budowa. Stanęło na tym, że będzie to asfaltowy pas o dużej wytrzymałości. A skoro tak, to muszą przy nim być drogi kołowania, oświetlenie i stacja paliw. To taki lotniskowy zestaw obowiązkowy.

Na Podkarpaciu trzy aeroklubowe lotniska mają utwardzone pasy startowe. To Dębica, Mielec i Rzeszów. Fanów awiacji ze Stalowej Woli i najbliższych okolic winno zainteresować lotnisko w Krośnie, a to z racji, że dopiero od niedawna ma asfaltowy pas startowy o długości 1,1 km, oświetlony i z wszystkim innym, co mu powinno towarzyszyć. Jest tam m.in. homologowana stacja paliw, z której chętnie korzystają piloci z krajów ościennych. Pas dał takiego „pałera” lotnisku, że krośnianie myślą już o jego wydłużeniu i otwarciu na lotnisku przejścia granicznego, co umożliwiłoby loty pasażerskie poza strefę Schengen. A pas w Krośnie został wybudowany dopiero w 2017 r. i co istotne, Krosno nie oglądało się na nikogo i wybudowało go za własne pieniądze. Kosztował kilka razy więcej, niż 5 mln. zł, o których mówi włodarz Stalowej Woli. Nadbereżny mówi też o bramie biznesowej, jaką miałoby się stać lotnisko w Turbi. To prawda, bowiem biznes przesiada się z samochodów do samolotów i pas startowy podniesie rangę stalowowolskiej strefy gospodarczej. Ale pas to choć główna, to nie jedyna potrzeba lądowiska w Turbi. Budynek wieży lotów wymaga ocieplenia zewnętrznego i dosprzętowienia wewnętrznego. Przydałby się, o czym zresztą od dawna mówią piloci, hotel na lotnisku. To akuratnie nie byłaby droga inwestycja, ale całościowo już tak. Bez inwestycyjnej strategii miasto nie ma po co wchodzić na lotnisko w sąsiedniej gminie. To poważna decyzja, bo takie też pieniądze za nią się kryją.

jc