Okiem byłego prezydenta: jestem powiązany z ludźmi… o których teraz głośno

Andrzej Szlęzak

Zauważyłem, że jestem powiązany z ludźmi, miejscami i wydarzeniami w życiu publicznym, o których teraz głośno. Rodzaj tych powiązań jest dla mnie samego zaskakujący.

Weźmy dla przykładu Kraśnik. Teraz chce się zrobić z tego sympatycznego miasta stolicę ciemnogrodu, ale ja pamiętam, że kilka lat temu Kraśnik miał burmistrza politycznie powiązanego z Januszem Palikotem. Ten burmistrz źle skończył, a ciekawostka polega na tym, że na zasadzie przypadku przygotowywałem go do egzaminów na studia. Potem w jednym czasie ja byłem prezydentem Stalowej Woli, a on burmistrzem Kraśnika. Kolejna ciekawostka to to, że nigdy wtedy nie zetknęliśmy się, choć okazji nie brakowało, a Stalową Wolę od Kraśnika dzieli tylko 50 kilometrów.
Zostając przy Kraśniku, to patrząc na to, co się obecnie dzieje, odnoszę wrażenie, że Lubelskie wkrótce zostanie uznane za najbardziej wsteczny region w Polsce, wyprzedzając moje rodzinne Podkarpackie. I znowu jestem z tym jakoś powiązany. Jako absolwenta KUL-u od czasu do czasu interesuje mnie, co dzieje się z uniwersytetem. Dzisiaj na przykład przeczytałem list do obecnych władz uczelni byłego rektora, wybitnego etyka, księdza profesora Andrzeja Szostka. W czasie studiów słuchałem jego wykładów. Ksiądz profesor Szostek tym listem zrywał współpracę z uczelnią, a powodem było dyscyplinarne postępowanie wszczęte przez władze uczelni wobec innego księdza profesora, który zaangażował się w sprawę niejakiego Margot, aktywisty w środowiskach LGBT, którego za coś tam aresztowano. Ten list jest dla mnie zawodem, rozczarowaniem i jednocześnie potwierdzeniem, że KUL stanął na rozdrożu, jako uczelnia świadoma swojej misji i dająca wyraźną i integralną formację intelektualną swoim absolwentom. Powodem mojego rozczarowania jest to, że ksiądz profesor wbrew temu o czym chce przekonać, stanął po jednej stronie sporu, o którym pisał w liście. Jeśli ja piszę o “niejakim Margot”, to ksiądz profesor pisze o “niejakiej Margot”. Czyli ja, mimo że religijnie obojętny i trochę antyklerykał, stoję tu, gdzie odwieczne nauczanie kościoła katolickiego, a ksiądz profesor stoi tam, gdzie stoi LGBT. I tak to się na KUL-u i w całej Polsce porobiło, że użycie zaimka “ten” albo “ta” Margot świadczy o fundamentalnych różnicach światopoglądowych, kulturowych i politycznych.
To, że KUL stanął na rozdrożu potwierdza zachowanie innego profesora uniwersytetu, świeżo upieczonego ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka. Poznałem profesora Czarnka przed kilku laty przy okazji organizacji w Stalowej Woli, a inspirowanej przeze mnie, studenckiej konferencji naukowej na temat powszechnych wyborów sędziów i prokuratorów. Profesor Czarnek był wtedy bodaj opiekunem koła naukowego studentów prawa. Ta konferencja to kolejne potwierdzenie moich dziwnych powiązań z ważnymi dzisiaj politykami. Otóż wśród referentów na konferencji byli ówczesny minister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL Jarosław Gowin, z którym się wtedy kolegowałem oraz Zbigniew Ziobro, wówczas rozłamowiec w PiS i chyba wróg Jarosława Kaczyńskiego. O profesorze Czarnku wiedziałem również, że z ramienia rektora był kuratorem założonego przeze mnie Klubu Myśli Społeczno – Politycznej Vade Mecum. A teraz profesor Czarnek jest symbolem czegoś zupełnie przeciwnego niż ksiądz profesor Szostek. Czyżby do KUL-u miało się odnieść biblijne powiedzenie o tym, że podzielony dom się nie ostoi?
Odnośnie ministra Czarnka mam mocno mieszane odczucia. Zrobił błyskawicznie karierę polityczną, ale zrobił ją w fatalnym stylu. Wydawało mi się, że profesor prawa na KUL-u z oczywistych względów powinien zachowywać najwyższe standardy. Tymczasem mizdrzenie się do pisowskich władz, pokrętne uzasadnianie ewidentnego łamania prawa prze PiS albo przemilczanie takich faktów po to, by dopchać się do najwyższych stanowisk, co było aż nadto widoczne, mogło być i było wstrętne. Profesor Czarnek dochrapał się w końcu ministerialnego stołka. Co prawda nie tego na który polował, ale jednak. Może to być jednak jego pyrrusowe zwycięstwo. Jego nominacja podziałała jak płachta na byka. Rozpoczęły się wściekłe ataki, że oto homofob, faszysta i co tam jeszcze, będzie odpowiadał za polską oświatę i naukę. Rzeczywiście zadanie przed ministrem Czarnkiem stoi gigantyczne. Polskie szkolnictwo wszystkich szczebli jest w złym stanie. Nie wiem czy minister Czarnek ma wizję, koncepcję i kompetencje, żeby skutecznie się z tymi problemami zmierzyć. Lepiej, żeby miał, a w swoich działaniach unikał doraźnych politycznych i ideologicznych wojenek, a że będzie do nich prowokowany, to pewne. Na pewno ma szansę pozytywnie zapisać się w historii polskiej oświaty. Obawiam się jednak, że górę może wziąć temperament partyjnego fightera, czego przykłady daje cały czas. Na jego miejscu paradoksalnie nie liczyłbym na wsparcie PiS-u. W przypadku, gdy Jarosław Kaczyński uzna, że albo Czarnek zbyt śmiało sobie poczyna, albo gdy protesty przeciw jego osobie staną się politycznie zbyt kosztowne, kariera Czarnka zgaśnie tak szybko, jak się zaczęła. O ile posądzam ministra Czarnka o jakieś skrystalizowane i stałe przekonania, to Jarosław Kaczyński (teraz jako faktyczny premier) już dowiódł, że poza wolą zdobycia i utrzymania władzy, żadnych stałych poglądów nie ma. Przekonałem się o tym sam również poprzez bezpośrednie z nim kontakty.
I na tym póki co koniec moich dziwnych związków z aktualnymi wydarzeniami politycznymi i politykami, o których teraz głośno.
A według Państwa z takich powiązań wynikają jakieś nauki?

2 KOMENTARZE

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.