Schroniska pod specjalnym nadzorem

Czas zarazy jest trudny dla wszystkich, ale w szczególnej sytuacji znaleźli się bezdomni. Nie jest tajemnicą, że należą oni do najbardziej narażonych na koronawirusa. Jak wszyscy, i oni muszą zrozumieć, że nadszedł czas szczególny i tylko szczególna troska o siebie ratuje przed nieszczęściem. W sukurs opiekunom bezdomnych idą przepisy.
W przypadku schronisk dla bezdomnych przepisy są bezwzględne. Jeżeli pensjonariusz tym przepisom się nie podporządkuje jest wyrzucany ze schroniska. I nie ma zmiłuj. – Wszyscy nasi podopieczni mają zakaz wyjścia poza schronisko – mówi Zenon Gielarek, kierownik Schroniska dla Mężczyzn Św. Brata Alberta w Stalowej Woli. – Jest też bezwzględny zakaz odwiedzin. Sprawę postawiłem jasno – chcesz wyjść, zabieraj swoje rzeczy i nigdy tu nie wracaj.
Do kontaktu ze światem są wyłącznie wytypowane przez kierownika osoby, które robią zakupy w spożywczaku czy aptece. Wszyscy inni pandemię muszą przeczekać w domu przy ul. Jaśminowej. Mimo obostrzeń, wszystkie łóżka są zajęte. W schronisku jest jeden pensjonariusz, którego nie obowiązuje zakaz wyjść. To bezdomny, który jeszcze pracuje. Jeszcze, bo szef firmy już zapowiedział jej zamknięcie. Charakter schroniska jest taki, że o każdej porze musi ono przyjąć ludzi potrzebujących dachu nad głową. W ostatnim czasie policja przywiozła trzech takich. Zostali przebadani, wypełnili stosowne ankiety i… – I nic nie wskazuje na to, żeby byli chorzy. Czekamy – mówi kierownik Gielarek.
Stalowa Wola nie ma wielu bezdomnych, ale nie o ilość w tej chwili chodzi. W Albertyńskim schronisku jest ich niespełna 30. Kilka razy więcej śpi, gdzie popadnie i to oni stanowią duże zagrożenie dla siebie i wszystkich innych. – Jeżeli ja miałbym tu jakiś głos, to szybko objąłbym ich kwarantanną – zdecydowanie twierdzi Z. Gielarek.
JC