Beż żadnych incydentów, które mogłyby wpłynąć na wynik głosowania czy czas otwarcia lokali wyborczych, przebiegają wybory prezydenckie drugiej tury w Stalowej Woli. Frekwencja jest nieco wyższa niż w turze pierwszej, ale niższa od krajowej.
Lokale wyborcze otwarte są od godz. 7, a zamknięte zostaną o godz. 21. Każdy, kto zechce zagłosować ma jeszcze czas. Na głosowanie korespondencyjne zdecydowało się ok. 350 mieszkańców miasta, czyli mniej niż procent uprawnionych do oddania głosu. Magistrat wydał za to sporo zaświadczeń uprawniających do głosowania poza Stalową Wolą, ale to nic nadzwyczajnego, bo w innych gminach było podobnie. W południe frekwencja w Stalowej Woli była na poziomie 24.62 proc., cyli nieco niższa, niż dwa tygodnie wcześniej (25,29). O godz. 17 już było lepiej. Do urn poszło 49,34 proc. uprawnionych, gdy w pierwszej turze było 46,86 proc. W całym kraju o godz. 17 frekwencja była na poziomie 52,1 proc.
Na terenie Stalowej Woli nie odnotowano żadnego zdarzenia kolidującego z prawem wyborczym. Niedzielne głosowanie poprzedził swego rodzaju spór prawny, który mógł zakończyć się sowitym mandatem. Jeden z lokali wyborczych mieści się na parterze bloku mieszkalnego. Mieszkaniec tego bloku na swoim balkonie wywiesił baner z podobizną i nazwiskiem jednego z kandydatów. Baner ten wisiał już podczas pierwszej tury, ale jakoś nikt na to nie zwrócił uwagi. Właściciel mieszkania i baneru dał się w sobotę przekonać urzędnikom wyborczym i baner zdjął bez interwencji policji, co byłoby dla niego bardzo kosztowne.
W większości lokali wyborczych pojawili się mężowie zaufania jednego czy drugiego komitetu. Nie weszli oni jednak do szpitala, gdzie jest obwód zamknięty. Dlaczego? Z powodów sanitarnych. Członkowie komisji wyborczej w lecznicy zostali przed wyborami przebadani na obecnośc koronawirusa. Bez tego nie mogliby wędrować z urną od łóżka do łóżka. Mężowie zaufania takich badań nie mieli i z obserwacji wyborów w szpitalu musieli zrezygnować.
JC