Koronaintruz w Europie – relacje Polaków.

Oprac: Malgo La  Foto: zbiory własne  

Ludziom zawsze się wydaje, że gdzie indziej jest lepiej… Sprawdziliśmy więc, jak jest. Oto relacje Polaków mieszkających w kilku krajach europejskich. Wszędzie tam toczy się nierówna walka z koronaintruzem. Dodam, że żaden z naszych rozmówców nie zamierza z jego powodów wracać do Polski.

Jak mówi Paweł – mieszkający we Francji, sytuacja w Paryżu jest bardzo ciężka. Od wtorku, od godziny 12.00, mamy KATEGORYCZNY ZAKAZ wychodzenia z domu w innym celu niż do lekarza lub po niezbędne zakupy, ale i wtedy trzeba mieć przy sobie pisemne uzasadnienie powodu swojego wyjścia. Obowiązuje całkowity zakaz jakichkolwiek spotkań. Kawiarnie, restauracje są zamknięte. W sklepach – gorzej niż za komuny. Paryż wymarły. Mój syn, podobnie jak inni studenci, ma odwołane zajęcia na uczelni. Staramy się nie wychodzić z domu, nawet do pracy. Od soboty nie byłem w sklepie, więc nie wiem, czy są jakieś poważne problemy z zakupami, ale już wtedy w sklepach było niewiele. Jesteśmy bardzo przejęci tą sytuacją. Paryż – zwykle pełen życia, robi bardzo przygnębiające wrażenie. Media pouczają, żeby zachowywać odpowiednią odległość między sobą i MYĆ RĘCE. Na razie nie mamy planów odnośnie powrotu do kraju.

Justyna ( Bruksela) – U nas do wczoraj (środa) – nie było żadnych oficjalnych ograniczeń, zakazów czy nakazów. Były tylko rekomendacje, by zachować ostrożność i ograniczyć kontakty, ale nie było to przestrzegane. W parkach i sklepach były tłumy ludzi, gdyż wprowadzono już telepracę i wszyscy korzystali z wolnego czasu. Przez długi okres od wyborów nie mieliśmy rządu, dopiero teraz usiłuje się ogarnąć ten chaos. Od południa rząd wydał zakaz opuszczania domu bez szczególnej potrzeby, co jest kontrolowane i karane. Nie można kontaktować się z nikim, poza rodziną, zamieszkującą razem. Nie wszyscy mogą opuszczać domy – reguluje to oficjalny wykaz. Dostaliśmy darmowe pakiety minut  i nielimitowany internet, żeby zapewnić możliwość kontaktowania się bez wychodzenia z domu. Od poniedziałku szkoły są zamknięte – funkcjonuje teleszkoła – dzieci uczą się w domach. Od soboty są braki w sklepach, byliśmy zszokowani widokiem długiej kolejki przed otwarciem sklepu. Absolutnie deficytowym towarem jest papier toaletowy.

Tu, gdzie ja żyję – mówi Maria, mieszkanka dużego miasta w niemieckiej Bawarii – od czasu pojawienia się koronawirusa, bardzo dużo się zmieniło. Na ulicach mało ludzi i mało samochodów. Codziennie mamy w internecie na żywo ,,spotkanie” z prezydentem miasta, który podaje ogłoszenia. W niedzielę były wybory i nawet wzięło w nich udział więcej ludzi niż zwykle. Każdy wziął swój długopis, wchodziło się pojedynczo, między ludźmi zachowany był 1,5 metrowy odstęp. Przy wejściu był płyn do dezynfekcji rąk, każdy to robił. W niedzielny wieczór minister ogłosił, że od środy będą zamknięte wszystkie sklepy poza spożywczymi, aptekami i drogeriami. Od wtorku zamknięto stadiony, kina, teatry, place i miejsca zabaw, hale gier, ZOO, kawiarnie i restauracje. Nie ma turystów. Radio nadaje nie ze studia, lecz z prywatnych mieszkań. W sklepach od około 3 tygodni brakuje środków do dezynfekcji, a jeśli już są, wydziela się  po 2 sztuki dla klienta. Papier toaletowy – znika z półek natychmiast! Brakuje ryżu, makaronu, konserw i bułek, które się samemu piecze. Wczoraj zamykali kwiaciarnie i obdarowywali kwiatami ciętymi wszystkich przechodniów. To było miłe. Zakłady pracy – pracują, lecz wszyscy przechodzą szkolenie, jak uniknąć zakażenia.

Granice zamknięte. Wszędzie są tabliczki nawołujące do mycia rąk i środki dezynfekcyjne. Nie ma paniki, ludzie rozumieją, że tak musi być. Sprzedawcy pracują w gumowych rękawiczkach, podobnie pracownicy poczty. Są ograniczenia w komunikacji – wiele pociągów i tramwajów odwołano. Nie wolno wsiadać przednim wejściem, żeby nie zakazić kierowcy. Ale większość ludzi chodzi na piechotę. Bardzo dobrze zorganizowano pomoc dla seniorów – moją sąsiadkę odwiedza pielęgniarka, potem przyjeżdża firma dostarczająca ciepły, dwudaniowy posiłek, a raz w tygodniu przychodzi do niej sprzątaczka.

W telewizji jest dużo programów edukacyjnych dotyczących koronawirusa. Wczoraj chwalili Polaków, że tak szybko zadziałali, że są zdyscyplinowani, dzięki czemu macie tak mało zakażeń – dodaje na koniec.

Agnieszka ( Irlandia) – ludzie trochę zaczynają panikować, ale jest też masa tych, co to olewają. Wielu ludzi zostało bez pracy na co najmniej 2 tygodnie, z powodu pozamykanych zakładów pracy, ale mogą ubiegać się o zasiłek z tytułu koronawirusa. Dziennie przybywa jakieś 40 – 50 przypadków nowych zakażeń. Media nie chcą podawać w jakich miastach, mówią tylko np. na wschodzie kraju. Mamy już, niestety, jednego zakażonego w Killibegs – polity, obecnie jest poddawany kwarantannie. Rząd spodziewa się do końca miesiąca około 150 tys. nowych zakażonych, tak że mamy marne szanse na to, że uda nam się uniknąć zakażenia. Podobnie, jak w PL brakuje towarów w sklepach. Szkoły, bary i restauracje – pozamykane. Nasza córka Klara ma książki ze szkoły i lekcje do odrabiania. Mamy przesłać zdjęcia na stronę szkoły, aby jej nieobecność była zaliczona. 

Paulina ( Ashword)Odkąd wybuchła epidemia koronawirusa na świecie, w Anglii niewiele się zmieniło, dopiero w ostatnim tygodniu, gdy reszta świata zaczęła działać, tutaj również można było zauważyć zmiany. Najpierw znikły produkty z półek. Na początku tylko mydło i papier toaletowy, teraz raczej przeważają puste półki. Od kilku dni można zauważyć, że ludzie działają na własną rękę. Dyrektorzy wielu szkół zamykają je – nie czekając na decyzję parlamentu. Jeśli ktoś ma możliwość, zostaje w domu. Ja pracuję przy sprzątaniu domów prywatnych i ludzie również rezygnują ze sprzątania – głównie w domach, gdzie przebywają osoby starsze. W moim otoczeniu, z tego co mi wiadomo, jest jedna zakażona osoba  na kwarantannie. Jest to Brytyjczyk, który dostał duszności oraz miał wysoką gorączkę. Po zgłoszeniu  się do GP, dostał jedynie informację, że przez 7 dni ma poddać się kwarantannie. Nie miał wykonywanych testów na potwierdzenie wirusa. Jedyna osoba pracująca z tym nim – mój chłopak, normalnie chodzi do pracy. Nikt z pracodawców nie zainteresował się jego stanem zdrowia. Zaznaczę tylko, że pracują oni w piekarni! W Wielkiej Brytanii nie są wykonywane testy na potwierdzenie wirusa, dlatego też, moim zdaniem, statystyki są mocno zaniżone.

Kacper (Ashword) – wiele osób pyta mnie, czy wracam do Polski na czas kryzysu, jednak ja nie czuję takiej potrzeby, a wręcz przeciwnie – czuję, że jestem potrzebny tutaj. Płacę tutaj podatki, tutaj jestem ubezpieczony, pracuję w małej lokalnej piekarni i czuję się częścią tego społeczeństwa. Dopóki jestem zdrowy, mam zamiar chodzić do pracy i dbać o to, by ludzie z mojego sąsiedztwa mieli chleb, bo gdy ja zachoruję, a jest to niemal pewne, sam będę potrzebował ich pomocy.

Grzegorz – sytuacja w Londynie zaczyna robić się coraz konkretniejsza, wczoraj zamknięto większość restauracji, wszystkie kina, coraz więcej większych imprez zostało odwołane, miasto zaczyna się powoli zatrzymywać. W sklepach w większości puste półki, wprowadzone zostały limity np. max dwie 5 litrowe butelki wody na jedną osobę. Panika właśnie zaczyna się dopiero teraz, na szczęście ani ja ani nikt z moich znajomych nie został zarażony. Raczej nie planuję wrócić do Polski w tym czasie, aczkolwiek jestem mocno zaniepokojony postawą rządu, który według mnie i większości ludzi, zbyt lekceważąco podchodzi do tego tematu.